Takie czasy – znamy się tylko z internetu. Wystawa w Koszalinie

Jeden maluje olejem, drugi uprawia graficzną satyrę, ktoś rzeźbi w drewnie, tworzy ceramikę. Jest pejzażysta, portrecista, kolejny czuje się najlepiej w martwej naturze. Ten ze swojego malarstwa z powodzeniem utrzymuje się od lat, tamten pracuje zawodowo i tworzy w wolnym czasie.  Wszyscy pokazują swoje dzieła w wirtualnym świecie. Znają się od lat – z facebooka, twittera, vimeo. Niektórzy wcześniej już się spotkali, inni nie widzieli się „na żywo” nigdy. Wszystkich łączy internet i  miłość do sztuki. Dzisiaj wystawiają razem – na wystawie „Spotkanie w realu” w galerii Antresola w Koszalinie.

Galeria jest faktycznie malutka. Ot, taka antresola w Muzeum przy Młyńskiej w Koszalinie. Trzeba wiedzieć jak tam trafić. Na „Spotkanie” kierują nas pracownicy… Tu winda, tam schody, przejście przez salę wystawienniczą, gdzie przekrojowo i jubileuszowo prezentowane są prace z plenerów w Osiekach. Jesteśmy chwilę przed czasem. Jest moment na wymianę kurtuazji, kilka słów o Portalu Ludzi Sztuki, rozłożenie folderów i zaproszeń do współtworzenia naszego przedsięwzięcia. W galerii wyeksponowane są prace dwunastu  artystów z całej Polski i dwóch pochodzenia polskiego mieszkających na stałe w Niemczech i Norwegii. Jest interdyscyplinarnie i różnorodnie. Barwnie. Każdy znajdzie tu swój kawałek sztuki. – Wystawa powstała dzięki moim znajomościom internetowym. To fajni ludzie, więc pomyślałem , żeby ich pokazać u nas -  odpowiada na moje pytanie o pomysł Waldemar Jarosz, koszaliński artysta (nie tylko) malarz. W Koszalinie nie potrzeba go nikomu przedstawiać – artystyczna dusza człowiek.  Czego on już takiego w tym swoim mieście nie zrobił – i wystawy, i plenery, i takie zwykłe artystyczne pogaduchy.  – Nie było żadnego klucza przy wyborze prac. Większość, co prawda, jest portretów, ale to nie było zamierzone. Podświadomie ściągnąłem osoby, które podobnie jak ja myślą o portrecie. Te, które odpowiadają mi artystycznie i wizualnie. Jedynym ograniczeniem był format prac – dodaje facebookowy Wal. Sam na wystawie pokazuje dwa portrety, takie trochę ekspresjonistyczne. Dzisiaj maluje jednak głównie zwierzęta. Lubi przedstawiać konie, ale nie tylko – domowe ptactwo również. – Siedzę w animalsach – uśmiecha się. Swoim „animalsom” nadaje przekorne, nawiązujące do ludzkich, tytuły (np. „A wariatka tańczy”, „IV Rzeczpospolita”, „Czyż nie jestem piękna”). W Antresoli, na jego obrazach, są jednak twarze ludzi – „Smutno Mi Panie” i „Christ IV”.

Zaczyna się wernisaż. - To jest jakiś znak czasu, że potrzeba wernisaży, aby twórcy mogli się spotkać w realu – zauważa na otwarcie Jarosław Jurkiewicz, gospodarz i wicedyrektor Muzeum. Wzrokiem szukamy artystów. Jest Piotr Król z Łodzi, Judyta Julia Białkowska z Møre og Romsdal w Norwegii, Dariusz Kaleta z Kołobrzegu, Paweł Tadeusz Galiński z Tczewa, Waldemar Jarosz z Koszalina. Brakuje Mai Raszewskiej z Warszawy, Waldemara Rudyka z Chełmka, Arkadiusza Świderskiego z Warszawy, Dany Sagi Tomaszewskiej z Sierakowa Wlkp., Jacka Lipowczana z Bad Oeynhausen z Niemiec, Aleksandra Majerskiego z Limanowej, Stanisława Olesiejuka z Gdyni, Waldemara Dąbrowskiego z Wrocławia i Floriana Kohuta z Rudzicy. Wszyscy usprawiedliwieni. Najważniejsze, że można delektować się ich twórczością. Na małej powierzchni wystawienniczej nagle robi się bardzo tłoczno. Jest resortowy wiceprezydent Koszalina, radni, urzędnicy od kultury, były wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego, miejscowi artyści i „zwykli” zjadacze chleba. Przedstawienie artystów, drobne upominki, uśmiechy do fotografii i wywiady dla lokalnej telewizji. Portal Ludzi Sztuki jest jedynym ogólnopolskim wydawnictwem obecnym na wernisażu. Wystawa potrwa do 11 lipca – jest jeszcze czas na odwiedziny.

Cieszymy  się, że wśród wystawiających artystów są też nasi dobrze znani zarejestrowani użytkownicy i eksperci. Oprócz Dariusza i jego olejnych obrazów „Jan Chrzciciel i Salome” oraz  „Judyta”, jest też i Arkadiusz Świderski z akrylami „City III” oraz z „Przed siebie. Samotność jest jak deszcz”. Tuż po wernisażu do naszej portalowej społeczności dołączył Piotr Król z Łodzi. Absolwent łódzkiej ASP, licznie nagradzany i stypendiowany. Jego obrazy wiszą w kolekcjach prywatnych na całym świecie. W Koszalinie pokazuje dwa portrety olejne „Mężczyzna i Kobieta” oraz „Tramp”. – To najbardziej charakterystyczne prac e dla mnie – opowiada P. Król.  – W nich wyrażam swoje zainteresowanie życiem i samym człowiekiem. Stosuję wiele technik malarskich, ale i tak, finalnie kończę na oleju. Daje on największą głębie, paletę subtelności. To w portretach jest bardzo ważne, niewielkie niuanse przecież zmieniają wyraz pracy. Tu jest to bardzo plastyczne, miękkie.

Pan Piotr dobrze wie co mówi, zajmuje się tym od lat, a do tego jeszcze edukuje młodych. W Łodzi prowadzi Szkołę Rysunku i Malarstwa, a jego uczniowie uczciwie gonią Króla. Już wystawiają, zdobywają nagrody, przebijają się w artystycznym światku. Piotr Król maluje portrety, sceny rodzajowe, abstrakcje. Trudno zliczyć ile miał już własnych wystaw i w ilu wystawach zbiorowych brał udział. Jeździ tu i tam. Jego obrazy wzbudzają bardzo duże zainteresowanie.

Życie plecie różne scenariusze. Paweł Galiński, choć od dziecka rysował, podjął studia biologiczne. Choć i tam trzeba było rozrysowywać anatomię człowieka, rośliny czy zwierzęta… dziś przyznaje, że to nie był jego najszczęśliwszy wybór. Skończył studia i…  został artystą. W szkole artystycznej spotkał swojego mentora Janusza Janowskiego z Gdańska i, za jego przyczyną, z rysunku trafił do malarstwa. – Maluję od blisko dwudziestu lat. Znam różne techniki, ale dla mnie najbliższą jest technika akrylowa. Lubię malować dużo i szybko, a oleje często wymagają długiego okresu oczekiwania między warstwami. W akrylu nie ma tego problemu, mogę kłaść warstwę, mija godzina, i mogę kłaść warstwę następną. Obraz, który w oleju powstawałby przez miesiąc, u mnie powstaje w ciągu kilku dni – argumentuje. Przyznaje, że akryl jest trudniejszy o oleju. - Dla wielu malarzy szybkie malowanie jest problemem i nie potrafią przez to uzyskać efektów realistycznych. Żeby malować szybko, trzeba być dość sprawnym warsztatowo, wyrobionym. W technice olejnej łatwiej jest poprawić to co zepsuliśmy, bo nawet po kilku dniach można to po prostu zmazać. W akrylu też to jest możliwe, ale trzeba już znać na to kilka tricków.

Artystę najbardziej interesuje symbolika i metafora w martwej naturze, trzyma się też blisko iluzji. Ma trochę abstrakcji z pogranicza realizmu. Wplata do tematów wyobrażenia martwej natury, ścian, kamieni… Lubi też jeździć na plenery, gdzie maluje pejzaże.  Jego prace rozsiane są po świecie, są nawet w Muzeum przy Bazylice Matki Boskiej w Gwadelupe w Mexico City. W Koszalinie można podziwiać jego obrazy ludzkiej czaszki z malarskimi pędzlami „Szaman” i ptasie „Gniazdo”. Tuż obok ceramiczne „Nogi” Dany Sagi Tomaszewskiej. Stoją, chodzą, spacerują, wychodzą… Prowadzą do obrazów Judyty Julii Białkowskiej z Norwegii. Artystka żyje tam od czterech lat, na – jak podkreśla w rozmowie z Portalem Ludzi Sztuki – prawdziwej zachodnionorweskiej wyspie Haramsoy, bez tunelu czy też mostu łączącego ją ze stałym lądem. – Pozostają nam tylko promy, ale to jest bardzo urokliwe – tłumaczy mi malarka.-  Dlatego krajobraz mojej okolicy jest tematem moich obrazów. Lubię też portretować znajomych i przyjaciół. Takie też prace tu wystawiam. Pochodzę z artystycznej rodziny. Mój ojciec malował techniką olejną i zajmował się technologią malarstwa olejnego. Zostałam w tym nurcie wychowana i większość moich obrazów, też jest olejnych. Lubię też pastele.

Mała powierzchnia koszalińskiej galerii Antresola nie przeszkadza pani Judycie. W Norwegii duże centra wystawiennicze są tylko w wielkich miastach. Przeważnie artyści wystawiają w małych, zabytkowych galeryjkach. W bardzo kameralnych warunkach. – W Norwegii mamy jednorodzinną i niską zabudowę, a osady są rozsiane na dużych powierzchniach. Wystawia się w różnych małych wnętrzach, jak np. w starej malutkiej szkole. Nikt nie skarży się na warunki  -  dodaje.

Na wystawienniczych ścianach przykuwają uwagę jeszcze obrazy polnych strachów na wróble Floriana Kohuta czy też stojące na posadzce rzeźby w drewnie „impresje muzyczne” Aleksandra Majerskiego. Ludzie dłużej zatrzymują się przy surrealistycznych pracach Jacka Lipowczana. Komentują nawiązanie do sytuacji politycznej, drwinę, metaforę… Przerysowane satyrycznie postacie bohaterów o rubensowskich kształtach są pełne barw, naturalnie zwodzą widza. To jak bajki czy dobranocki dla dorosłych, perfekcyjne. – Cykl malowania takiego obrazu trwa od czterech do sześciu tygodni, podobno dlatego autor maluje przeważnie dwa obrazy jednocześnie – uchylają rąbka warsztatu pana Jacka, organizatorzy. Twórca pochodzi z Istebnej na Śląsku Cieszyńskim, ale życie przetułało go po połowie świata. Teraz mieszka i tworzy w Niemczech.

Zwiedzający podziwiają, robią zdjęcia, dyskutują z twórcami. Znikają foldery wystawy i nasze, te  zachęcające do dołączenia do Portalu Ludzi Sztuki. Wymieniamy się z malarzami wizytówkami. Zapraszają nasz portal na swoje indywidualne wystawy, w różnych zakątkach Polski. My zapraszamy do nas. Jest jeszcze chwila na rozmowę z Jarosławem Jurkiewiczem, wicedyrektorem  Muzeum. Jest tu czym się pochwalić… Ale to już temat na kolejne nasze relacje i rozważania o sztuce.

Tekst: Mirosław Szczeglik
Zdjęcia: Alicja Stenzel 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Zarejestruj się.